Dzisiaj w planie wizyta u Piotra w domu, Pałac Sułtana - Keraton, a wieczorem Ramajana.
Piotrek mieszka niedaleko, ale przyszedł po mnie żebym nie błądził. Głupio mi, nie miałem żadnych prezentów dla jego żony ani dla dzieciaków. Jakiś baton kupiony po drodze nie załatwia sprawy. Bardzo miła rodzina. Pani domu, Arun pochodzi z Celebesu, dzieciaki przeurocze, jedno maleńkie.
Dzisiaj w planie Pałac Sułtana - Keraton, a wieczorem Ramajana.
Szybko się aklimatyzuję, przyzwyczajam do upału i tłumu na ulicy. Śpię, pomimo różnicy czasu, normalnie, żadnych problemów żołądkowych - jedno i drugie być może za zasługą szklaneczki zacnego szkockiego single malta kupionego w dobrej promocji w wolnocłowym sklepie na Shipol. Tutaj ceny ceny alkoholi są szalone. Piwo (dobre) 25 - 40 k rupii w sklepie i od 40 k w restauracjach. To co prawda butelka 0.62 (u nas w takich bywa żubr i tyskie), ale za cenę flaszki można zjeść tu obiad z 3 dań w warungu albo porządne drugie danie w restauracji. Alkohole normalnoprocentowe poza centrami turystycznymi są trudnodostępne i dużo droższe niż w Polsce. Trzeba mieć zapasy przywiezione ze sobą.
Keraton, wraz z łazienkami, sprawia wrażenie letniej rezydencji Władcy, zwłaszcza zestawiony z takim cudem islamu jakAlhambra w Grenadzie. Przypomina raczej pałac chanów krymskich w Bakczysaraju. Oczywiście będąc w Yogyakarta koniecznie trzeba go zwiedzić. Wiele mówi o bogatej kulturze jawajczyków. Piękną jego otoczką są istniejące wokół pałacu warsztaty - sklepy z oryginalnymi tkaninami - batikiem i kukiełkami - jawajkami, które działają podobnie jak marionetki, z tym, że poruszane są "od dołu". Żałuję, że to dopiero początek wyprawy i kupić tu niczego nie mogę. Nie ma sensu wlec tego ze sobą przez jeszcze ponad miesiąc. Z pałacu wynajęty rano właściciel becaka wiezie mnie w kierunku muzeum Sono Budoyo. Znajduję w nim bardzo ciekawą wystawę broni, strojów, starych mebli, wiele prehistorycznych i bardziej współczesnych eksponatów mówiących o tradycji i trudnej, kolonialnej przeszłości Javy. My też przez dwa wieki byliśmy austriacko, niemiecko - ruską kolonią. Z muzeum, już popołudniem, wracam becakiem, tutejszą taxi na pedały, do hotelu. Wynająłem go na cały dzień za 60 k rupi. To równowartość 20 zł. Z właścicielem można dogadać się po angielsku, liczyć na jego wskazówki i porady podczas zwiedzania. Nie żałujcie kasy na becaki. Pozwólcie się powozić i dajcie im zarobić.
Jeść w tym upale nie chce się, za to basenik hotelowy jest bardzo pożądany. Wieczorem przyjedzie nieoceniony Pan Kero, przywiezie bilety na Ramayanę.