Po południu przejedżamy przez Ica, Miasto słynie z produkcji wina. Zatrzymujemy się w ukrytej pośród ogromnych wydm piaskowych oazie Huacachina. Wynajmujemy buggy's, śmieszne pojazdy - tylko koła, motor i siedzenia, wszystko orurowane dla bezpieczeństwa - i szalejemy po wydmach. Potem zjazdy po piachu na deskach snowboardowych, już mniej ekscytujące. Łączny koszt około 20 USD. Potem relaks, kąpiel w hotelowym basenie (wynajmujemy pokój tylko na parę godzin żeby przechować bagaże i wykąpać się) i przejazd do Nazca. Wieczorem spacer uliczkami miasteczka i tu ważne odkrycie: na jednym z rogów głównego placu znajdujemy kurczakarnię - olbrzymie, zajmujące całą ścianę lokalu ruszta opalane węglem drzewnym, a na nich pięknie upieczone kurczaki. W środku ciasno, kelnerki uwijają się - znak, że warto wejść i zjeść. Nie doznajemy zawodu. To był najlepszy kurczak w Peru. Do tego Sopa di palio - gęsty, pachnący rosół z kawałami mięsa. Rewelacja. Zupy kurczakowe są tu w co najmniej dwu rodzajach - wspomniana sopa, oraz Dieta di palio - to bardziej bulionik cienkawy, z mięskiem, ale bez tłuszczyku. Kupujemy dwie butelki tutejszego wina. Jest bardzo dobre. Jedną z tych flaszek Marek dowiezie do domu.